środa, 19 sierpnia 2015

Dzień trzeci: Kapoczek

Dzień trzeci naszej wyprawy należał najprawdopodobniej do jednego z najzabawniejszych. Dlaczego? Wszystko zaczęło się od latarni, do której zjechaliśmy z trasy. Latarnie to pasja naszego opiekuna - pana Radka :) Po opisaniu wyprawy planuję zrobić osobną zakładkę dla zdjęć latarni "spotkanych" na naszej trasie. Miejsce, do którego dojechaliśmy wyglądało tak:




Pokręciliśmy się trochę przy brzegu, zrobiliśmy sporo zdjęć, a następnie udaliśmy się do pobliskiego sklepiku z pamiątkami. Jak nazwał to pan Literski - były to "pamiątki z duszą" - ręcznie robione, drewniane, wyszywane, dziergane, malowane... Każda z nich była inna na swój sposób. Dlatego też nasz miłośnik latarni skusił się na najprawdopodobniej najdroższe zapałki świata - za pudełko zapałek pan Radek zapłacił 10 zł :D Dlaczego? Bo na opakowaniu była latarnia! To się nazywa prawdziwa pasja :) Na pobliskiej wyspie, której nazwy nie pamiętam, znajdowała się latarnia, a w dodatku okazało się, że można wypożyczyć łódkę, aby do niej dopłynąć. Wspólnie podjęliśmy decyzję - wypożyczamy łódkę i jemy obiad na wyspie. Wszystko było pięknie - wzięliśmy butlę z gazem, słoiki, garnki, sztućce... Ale nikt nie pomyślał o zapałkach. Więc Rafi i pan Radek musieli się po nie cofnąć.  W tym czasie Wera i ja zwiedzałyśmy wyspę. Oto zdjęcia, które udało mi się zrobić:






Zapomniałabym! Dlaczego kapoczek? Na łódkę trzeba było wziąć kapoki... A Rafiemu coś pomyliło się z rozmiarami... Chyba myślał, że za dużo schudł na tej wyprawie :D



Po obiedzie na wyspie spakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po znalezieniu miejsca noclegowego wybraliśmy się na krótką przejażdżkę rowerami - zrobiliśmy 30 km, bo nie byłam w stanie więcej - chwycił mnie głód, a nie miałam przy sobie jogurtu Danio... ;-) Po drodze spotkaliśmy nasze pierwsze renifery na trasie :) 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz