poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Dzień 1: To na 1000% łożysko!

Pierwszy dzień miał wyglądać niezbyt interesująco: pakowanie pod szkołą, droga do Świnoujścia i w końcu podróż promem do Ystad. Przyniósł on jednak niespodziewane zdarzenia, z których teraz mamy ogromny ubaw - wtedy był płacz i zgrzytanie zębów ;)
Część pierwsza pozostała - spakowaliśmy się, według Rafała cudem nam się to udało, bo przecież "mieliśmy za dużo bagażów". Ale pakowały kobiety (Wera, nasze mamy oraz ja - Patrycja), więc wszystko spokojnie się zmieściło. Wyglądało to mniej więcej tak:






Pełni entuzjazmu i podekscytowania ruszyliśmy. Wesoła podróż nie trwała długo. Coś zaczęło brzęczeć i to dość głośno. Rafał zaczął krzyczeć "Za dużo wody i bagażów! Trzeba wyładować!". Tak więc na przystanku autobusowym zostawiliśmy 11 litrów wody. Pan Literski uznał, że być może coś dzieje się z łożyskiem. Pojechaliśmy do wulkanizatora do Białego Boru (zaznaczę, iż jechaliśmy 40 km/h). Wulkanizator po krótkim kursie samochodem odrzekł, że "to na 1000% łożysko!". I aby odciążyć samochód zostawiliśmy u niego kolejne 11 litrów wody. Dojechaliśmy do sklepu z narzędziami, w między czasie dzwoniąc do wielu sklepów w Koszalinie z pytaniem "Czy macie łożysko do Forda Mondeo?". No więc w sklepie z narzędziami okazało się, że mogą je sprowadzić i będzie na drugi dzień, ale część kosztuje 500 zł, więc może lepiej pojechać do innego mechanika, żeby sprawdził czy to na pewno to. Tak też zrobiliśmy. Mechanik długo badał auto. W tym czasie pan Literski w akcie desperacji zmienił rezerwację biletów na kolejny dzień. Wychodziło, że 3 sierpnia będziemy nocować w Świnoujściu, a dopiero kolejnego dnia wieczorem ruszymy do Ystad (mieliśmy tez wrócić dzień później). Po półgodzinnym przeglądzie (jeśli nie dłuższym) mechanik uznał, że samochód jest w 100% sprawny. Odmówiliśmy część i pojechaliśmy do Koszalina na pizzę. Uznaliśmy, że pojedziemy na prom i spróbujemy zrobić tak, żeby wypłynąć planowo. Udało się! Za opłatą 25 PLN ponownie zmieniliśmy rezerwację. Zapomniałabym... Okazało się, że owo brzęczenie było sprawką rowerów, nie zepsutego łożyska. Wypłynęliśmy około 23:00, a miejsce na promie mieliśmy całkiem fajne:


Noc minęła spokojnie, bez większych rewelacji. Ja szybko zasnęłam, a reszta ekipy zadowoliła się karcianą grą Sabateur (wciągająca i fajna - przekonałam się o tym ostatniego dnia, ale do opisu 14 sierpnia jeszcze daleko... :]).

I tak skończył się nasz pełen wrażeń dzień 1. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz